CHORWACJA 2000
POLSKA 30.07
Budapeszt - Poznan
Niezly dym. Nadlozymy kawal drogi.
Odazd. W Katowicach zjezdzamy na stacje. Jakas bula, ciepla herbata. Przed
nami jeszcze ok 350 km. A mialo byc o wiele mniej i gdzie juz bysmy byli
gdyby nie ta pomylka ........ Leje. Jedzie sie fatalnie - nic dziwnego,
w koncu jestesmy w Polsce ...... Jakis niemiec na luku probuje nawrocic
spychajac Jacka na pobocze. Widzialem tylko fruwajaca trawe i rozpaczliwie
podpierajace sie nogi Jacka. Mial szczescie - nie przyglebil. Im dalej
jechalismy tym bardziej sie rozpogadzalo. Nie na dlugo. Deszcz z kazdym
kilkometrem sie wzmagal. W pewnym momencie jestesmy swiadkami kraksy: na
poboczy stoi mocno rozbity Polonez i przepolowiony na pol Fiat 125p. Troche
mnie to "mrozi" - na chwile; powoli robie sie juz wszystko jedno. Jest
zimno, mokro i daleko do domu.
Jedziemy 50 km/h. Nic nie widac. Czlowiek
tylko walczy ze sprzetem, zeby tylko nie wpasc w koleiny, w ktorej splywaja
rzeki wody. Obiecalem sobie,ze jesli dojade to uznam kazdego za bohatera,
kto tylko spedzil na motorze jakis czas i wracal w takich warunkach i po
tak syfiastej drodze. Nie miescie mi sie to w glowie. Uwazam za ucziwe
okradanie stacji benzynowych i panstwa. Od kazdego litra paliwa zabieraja
pieniadze, potem place za parkowanie w miescie, za chwile za drogi "szybkiego
ruchu, (hehe i tak mysle, ze to mzonki) podatek przy kupnie i jade po takim
scierwie, ze rece mi omdlewaja. Motor juz prowadzi mnie nie ja jego. Ot
taki zart. Nie nudzi mi sie. W myslach przechodza mi wszystkie przeklenstwa
i modlitwy. Przejezdza TIR. Oblewa nas fontanna wody. Ale co tam. Wazniesze
przeciez jest ile orzel bedzie mial piorek w dupie niz polskie drogi. Zatrzymujemy
sie na stacji Petrochemii Plock. I tu kolejna niespodzianka. Dopiero co
czytalem we Wproscie ile kosztowalo wprowadzenie jak sie okazuje nic nikomu
nie mowiacej kampani zmian nazwy na ORLEN a tu dowiaduje sie, ze karta
placic nie mozna. Srocz za przeproszeniem tez platny. Rece mi opadaja.
To wszystko jest poje...e. Wywalili tyle kasy na nazwe a nie zakupili terminali
??? To jest kurna bez sensu. Chce sie odlac - nie moge nie mam 50 gr. Wracam
sobie na stacje, zdejmuje pory i leje na srodku. Tak dla zasady i dla zmniejszenia
wlasnej masy. Pan obslugujacy i tak nie widzi - zajety jest ogladaniem
telewewizji. Pobluznilismy, poklelismy i pojechali na SHELLA. Tu
skladam sobie obietnice. Nigdy wiecej nie zatrzymam sie na polskiej stacji.
Pier...e. Po co ?
Tankujemy do pelna, placimy katra i
za darmo korzystamy z toalety, recznikow, mydla. Leje coraz mocniej. Zaczynamy
powaznie myslec o jakims noclegu. To juz 13 godzina drogi, zostalo jeszcze
120 km, ale w tym tempie bedziemy jechac jeszce 3 godziny. W Ostrowie Wlkp
znajdujemy tani hoteli na rynku, myjemy sie i spimy.
Rano calkiem ladnie, nawet za chmur
wyglada slonce. Droga jakby troche wyrazniejsza. Po godzine jestesmy w
Poznaiu.
I koniec. Pozostana na pewno wspomnienia
i szok, ze stanialo paliwo.
Patze na licznik - od dnia wyjazdu
nakulalem 3965 km. To chyba moj rekord. Wlasciwie na pewno :-)
Sprzecik spisal sie znakomicie, zadnego
psikusa, nic. Oby tak zawsze :-)