dzien2
Plany planami a zycie zyciem. Juz wczoraj kiedy gnalem na zlamanie karku na koncowce pojawila sie "dziwna niemoc". Czy to brak jezdzenia przez ostatnie 3 tygodnie, pogoda (ciagle padalo, czy to po przeprowadzce, a moze zwyczjanie nie mialem sily nie chcialo mi sie) a moze tlumaczenie przed samym soba, ze nie moglem a przeciez najwazniejsze to w duchu sie usprawiedliwic, ze nie dalo rady ...
Pomny tego wszystkiego nie przesadzalem, przelozenia bardziej miekkie niz twarde a jednak dopadl mnie - mega kryzys. W drodze na Wysoki Wierch po prostu umarlem. Na samym szczycie postanowielem zrezygnowac a ambitnych planow duzej petli jaka mialem zrobic. Wcale nie przyszlo mi to latwo ale w trosce o reszte urlopu i fermentacje i tak juz nadszarpnietych miesni tak wlasnie sobie wykombinowalem. Takie lenistwo nie pozostaje bezkarne - a moze to upal ? Che na pewno :-)
Na szczycie odpoczalem nieco czas wiec na zjazd. Choc raz zadzialala zasada, ze po wjezdzie jest zjazd. Nagle cos w drodze powrotnej sie odblokowalo. Poczulem, ze pedaluje, "cinizna" odchodzi - no sam nie wiem. Uradowany z obrotu sprawy odbilem deko i zaczalem ujezdzac po rzece Bialej ile fabryka dala. I tak caly mokry po ok 2 h wrocilem do domu. Nakrecilem nawet krotkie filmiki :-) na pamiatke.
Plan na jutro - upal do potegi - odpoczywam, dochodze do siebie na Zalewem Klimkowka.
Trasa 55,5 km
Snietnica - Wysowa Zdroj - Wysoki Wierch i powrot
Vmax 57 km/h